Alkohol: fakty, mity i limity
Wszyscy wiemy, czym jest alkohol. Każdy z nas jest też świadomy jego szkodliwości, ale jaka jest dokładnie Twoja wiedza? Ile informacji w naszym artykule jest w stanie Cię zaskoczyć?
Jest w zasadzie nieodłącznym towarzyszem cywilizacji. Na przestrzeni wieków pełnił różne role, napoje z jego zawartością bywały zwykłym składnikiem diety, podawano je jako lekarstwa, wykorzystywano w obrzędach religijnych, rekreacyjnych lub… zakazywano, upatrując w nich źródła występku, nieszczęść i chorób. Zresztą, jest tak nadal.
Pity z umiarem dostarcza przyjemności, pity bez pohamowania szybko staje się przyczyną poważnych problemów, nawet tragedii. Alkohol.
Jak to się wszystko zaczęło?
Historia wytwarzania alkoholu to tysiące lat doświadczeń, prób i eksperymentów. Niektórzy badacze w alkoholu, konkretnie w piwie, doszukują się jednego z powodów, dla których Mezopotamia mogła w ogóle… stać się kolebką cywilizacji.
Tu mała uwaga: jeśli twój partner lub mąż wpadnie na pomysł, aby wykorzystać tę teorię jako argument na sięgnięcie do lodówki po kolejną butelkę złotego trunku uznając, że skoro piwo było fundamentem pierwszej cywilizacji, to i jemu przyniesie jakieś korzyści, to pohamuj jego entuzjazm. Wytłumaczenie jest bardzo przyziemne.
Mimo podobnych ogólnych zasad warzenia, współcześnie trunek ten nie przypomina już piw sprzed wieków czy tysiącleci. Różnice dotyczą składników odżywczych, które dziś padają ofiarą procesu filtracji (więc trudno już mówić o ich bogactwie), wyglądu, smaku oraz – co powinno wybić mężowi-piwoszowi argument z ręki – zawartością alkoholu, wówczas dużo niższą.
Jednak błogość, jaką przynosiły napoje alkoholowe, nie umknęła uwadze naszych przodków, którzy zaczęli eksperymentować z fermentowaniem niemalże wszystkiego.
W Europie i na Bliskim Wschodzie udało się to z winogronami, licznymi owocami i zbożami, w Amerykach z kukurydzą, ziemniakami (z których pierwotnie powstawała chicha, czyli rodzaj piwa), kakaowcem i kaktusami, w Azji z ryżem i – tam, gdzie o owoce czy zboża było trudno – mlekiem.
Raz pobudzoną wyobraźnię i „myśl techniczną” trudno było powstrzymać i na eksperymentach z surowcami się nie skończyło. Z Bliskiego Wschodu przywędrował pomysł destylacji, który pozwolił zwiększyć moc trunków. Destylacja trafiła na ziemie polskie wraz z łacińską nazwą aqua vitae – woda życia – której spolszczeniem jest rodzima okowita.
Jak na ironię, w czasach, gdy ukuta została nazwa „woda życia”, a destylaty zaczęto stosować jako lekarstwa, ciemna strona napojów alkoholowych była już więcej niż oczywista.
Dziś wiemy o niej jeszcze więcej.
Alkohol kontra organizm
Dziś znamy długą listę zagrożeń i chorób, które powoduje alkohol. Marnym pocieszeniem jest fakt, że za dużą część spustoszeń w organizmie odpowiada nie sam etanol, ale produkt jego metabolizmu – aldehyd octowy.
W przypadku mocnych trunków negatywne skutki konsumpcji możesz poczuć bezpośrednio po pierwszym łyku. Uczucie palącego gardła to nic innego, jak podrażniony alkoholem przełyk. Problem w tym, że najprawdopodobniej kolejnym uczuciem związanym z piciem alkoholu będzie… przyjemność. Tę zawdzięczamy wyrzutowi przez mózg endorfin, dopaminy i serotoniny, czyli hormonów i neuroprzekaźników szczęścia, zadowolenia i relaksu.
W tym samym czasie jednak w organizmie będą się działy rzeczy co najmniej niepokojące. Jeśli odczujesz ich negatywne skutki, to zapewne dopiero po kilku, czasem kilkunastu godzinach. A jeśli pijesz często i za dużo (o tym, ile to jest „za dużo”, powiemy za chwilę), najcięższe konsekwencje dla zdrowia poczujesz dopiero po latach.
MIT – alkohol powoduje problemy zdrowotne przede wszystkim u alkoholików
Niestety, to nieprawda – na dłuższą metę, problemy związane z alkoholem mogą dotknąć każdego. Szacuje się, że w Polsce w sposób zagrażający zdrowiu lub już wywołujący szkody dla zdrowia pije około 3 milionów osób. Mniej niż jedna trzecia z nich jest alkoholikami.
Skończyliśmy jednak na palącym gardle. Na nim, przynajmniej na jakiś czas, uczucie dyskomfortu zwykle się kończy.
Lecz szkodliwe działanie działanie alkoholu dopiero się zaczyna.
W żołądku i jelitach alkohol jest częściowo rozkładany przez enzymy, ale jego większość wchłania się do krwi. Pierwszym przystankiem – który zresztą zaliczony zostanie wielokrotnie – jest wątroba. To właśnie ten organ odpowiedzialny jest za lwią część metabolizmu alkoholu. Tu też powstaje silnie toksyczny aldehyd octowy, rozkładany następnie do mniej toksycznego octanu. Oczywiście, w każdym „przebiegu” jedynie niewielka część alkoholu zostanie wychwycona, reszta będzie nadal krążyć wraz z krwią.
Obciążona dodatkowym zadaniem wątroba przestaje sobie radzić z jednym ze swoich zadań podstawowych, mianowicie – utrzymaniem prawidłowego poziomu cukru we krwi. Ten zaczyna spadać, powodując z czasem uczucie senności.
Wypływająca z wątroby krew trafia następnie do serca (które obecność alkoholu znosi nie najlepiej – o tym za chwilę), a następnie do płuc. Tu niewielka jego część dosłownie „ulotni się”, reszta zaś, trafiwszy ponownie do serca, zostanie rozprowadzona, wraz z pobranym z płuc tlenem, po całym organizmie. Dotrze oczywiście także do mózgu.
MIT – alkohol można „wybiegać”
Niewielka ilość alkoholu trafiając wraz z krwią do płuc jest wydychana, część jest także wydalana z moczem. Są to jednak bardzo małe ilości: kilka procent całego wypitego alkoholu, czyli niewielki łyk z każdej lampki wina. To tak niewiele, że nie ma żadnego sensu brać ich pod uwagę jako sposobu potencjalnego „przyspieszenia” trzeźwienia. Jeśli piłaś – musisz swoje odczekać, zanim wsiądziesz za kierownicę.
Alkohol kontra mózg
Alkohol sprowokuje nasze „centrum dowodzenia” do produkcji wspomnianego koktajlu błogości: endorfin, dopaminy i serotoniny, równocześnie upośledzając funkcje tego organu. Negatywne oddziaływanie jest oczywiście tym silniejsze, im wyższe jest stężenie alkoholu we krwi.
Skutki wpływu alkoholu ujawniają się w dość specyficznej kolejności: obrazowo można powiedzieć, że swój atak na mózg alkohol rozpoczyna od najmłodszych ewolucyjnie części, a kończy na najstarszych, najbardziej pierwotnych.
I tak, w pierwszej kolejności „wyłączane” są ośrodki kory mózgowej, odpowiedzialne m.in. za logiczne myślenie, prawidłową ocenę sytuacji czy tzw. uczuciowość wyższą, właściwy tylko dla ludzi system postaw obejmujący moralność, poczucie więzi rodzinnych i społecznych. Górę biorą pierwotne instynkty – wyrażenie „dostawać małpiego rozumu” okazuje się zaskakująco trafne.
MIT – Alkohol pobudza układ nerwowy
Widoczne efekty działania alkoholu mogą prowadzić do wniosku, że pobudza on układ nerwowy. Jest jednak dokładnie odwrotnie – alkohol upośledza i hamuje jego działanie. Wrażenie pobudzenia jest efektem tego, że w pierwszej kolejności wyłączane są ośrodki, dzięki którym potrafimy... hamować swoje popędy.
Wraz z dalszym wzrostem stężenia alkoholu we krwi zaczynają w końcu zanikać nawet te prymitywne, podstawowe instynkty, a następnie także i zdolność wykonania celowych ruchów (ich precyzja znika już wcześniej). Przy szczególnie wysokim stężeniu problemy z funkcjonowaniem ma także autonomiczny układ nerwowy, co prowadzi do zaburzeń układu krążenia i oddechowego. W skrajnych przypadkach kończą się one śmiercią.
„Zatrucie alkoholem”, jak widać, to nie tylko potoczne określenie odnoszące się do sensacji żołądkowych, to także fachowy termin. Alkohol po prostu jest toksyną – temu zawdzięcza swoje działanie.
Alkohol kontra układ krążenia
Widocznym często gołym okiem efektem działania alkoholu jest rozszerzenie naczyń krwionośnych znajdujących się bezpośrednio pod skórą. Rumieńce po jednym kieliszku – to właśnie to. Towarzyszy temu zwykle uczucie ciepła, stąd często alkohol bierze się na „rozgrzanie”.
Cudzysłów jest tu bardzo na miejscu, bo alkohol wcale nie ma wcale właściwości rozgrzewających. Wręcz przeciwnie, prowadzi do wyziębienia organizmu.
MIT – Alkohol rozgrzewa
Uczucie ciepła, jakie może pojawić się po konsumpcji alkoholu, jest prawdziwe: odpowiada za nie większa ilość ciepłej krwi, przepływająca przez rozszerzone naczynia krwionośne pod skórą. Przyspiesza to jednak wymianę cieplną z otoczeniem: większa niż zwykle ilość ciepłej krwi oddaje ciepło chłodniejszej skórze, a ta – jeszcze chłodniejszemu otoczeniu. W efekcie organizm wychładza się. To, że tego nie czujemy, to także zasługa alkoholu, który zaburza zdolność odczuwania zmian temperatury.
To jednak dopiero wierzchołek góry lodowej. Alkohol powoduje skoki ciśnienia krwi, a nadużywany może prowadzić do rozwoju trwałego nadciśnienia tętniczego. Zarówno na krótką, jak i dłuższą – przy częstym piciu – metę, rozregulowuje serce. Pojedyncza, ostra impreza, nawet jeśli doprowadziła do krótkotrwałych dolegliwości sercowych, nie pozostawi raczej na tym ważnym mięśniu śladów. Długotrwałe nadużywanie alkoholu, nawet bez nadmiernych „ekscesów”, może jednak ten stan rzeczy zmienić i prowadzić do całego szeregu alkoholowych chorób mięśnia sercowego i zakłóceń rytmu serca. Alkohol zwiększa także, szczególnie u osób starszych, ryzyko groźnych dla życia udarów.
Alkohol kontra układ pokarmowy
To, że alkohol ma niekorzystny wpływ na układ pokarmowy, jest oczywiste dla każdego, komu zdarzyły się „sensacje żołądkowe” po spożyciu alkohol. Wachlarz skutków picia alkoholu dla układu pokarmowego jest jednak o wiele szerszy.
Alkohol silnie pobudza wydzielanie kwasów żołądkowych, stąd często pija się go do posiłków: przed, jako aperitif, i po – by wspomóc trawienie. Na dłuższą metę, nadmierne wydzielanie kwasów żołądkowych może skutkować nieżytem żołądka, nadżerkami błony śluzowej, chorobą wrzodową, a te z kolei mogą prowadzić do rozwoju nowotworów. W dodatku alkohol powoduje ruch drażniących soków żołądkowych w górę, tj. w kierunku przełyku – zgaga to jeden z objawów tego niekorzystnego zjawiska.
Szczególnie niebezpieczny alkohol jest dla osób, które już bez niego mają problemy żołądkowo-jelitowe – ich przebieg jest wtedy cięższy, częściej też spotyka się powikłania.
Alkohol kontra wątroba
O wątrobie już wspominaliśmy, ale warto to zrobić ponownie, gdyż narząd ten jest nie tylko szczególnie narażony na działanie alkoholu, ale także długo nie daje po sobie poznać, jeśli coś jest z nim nie tak. Alkohol nadużywany (a o to wbrew pozorom wcale nie jest trudno) często prowadzi do alkoholowego stłuszczenia wątroby, jej zapalenia czy wreszcie marskości.
Co gorsza, zmiany chorobowe bardzo często dają o sobie wyraźny znak dopiero wtedy, kiedy są już tak zaawansowane, że jedynym ratunkiem jest transplantacja. Przy zaawansowanych zmianach, nawet nadzwyczajne zdolności regeneracyjne tego organu nie mają już znaczenia, a leczenie farmakologiczne i dieta mogą jedynie dać nieco czasu na znalezienie dawcy.
Obraz spustoszeń, jakich potrafi dokonać w organizmie alkohol, robi wrażenie – a przecież nie dotyczy on wyłącznie alkoholików. Mało tego: większość osób pijących ryzykownie lub w sposób szkodliwy dla organizmu nie jest alkoholikami.
Tytułem wyjaśnienia, o piciu szkodliwym mówimy wtedy, gdy sposób konsumpcji alkoholu odbija się negatywnie na zdrowiu fizycznym, psychicznym lub powoduje szkody psychologiczne lub społeczne. Z kolei picie ryzykowne to picie w takich ilościach lub z taką częstotliwością, że na dłuższą metę należy oczekiwać, że takie konsekwencje wystąpią.
Jak dużo to już za dużo?
Gdyby postawić sprawę kategorycznie, to należałoby uznać, że nie ma bezpiecznej ilości alkoholu. Możemy mówić co najwyżej o większym czy mniejszym ryzyku z nim związanym. Na szczęście, większość z nas pije alkohol w taki sposób, że nigdy nie odbije się to na ich zdrowiu.
Z drugiej strony, duża część pijących ryzykownie lub wręcz w sposób szkodliwy nie zdaje sobie nawet sprawy, że pije zbyt dużo. Lampka wina do obiadu, czasem kolejna do kolacji, być może jeszcze jedna, by umilić sobie wieczór z serialem lub książką – czy to brzmi źle? Przecież nie ma tu mowy o żadnej patologii, alkohol nie ma wpływu na nasze funkcjonowanie w pracy czy w rodzinie. Ktoś mógłby wręcz powiedzieć, że jest to właściwa kultura picia.
Niestety, nasz organizm może mieć na ten temat zupełnie inne zdanie.
Jak więc szybko ocenić, czy pijemy zbyt dużo?
Można odwołać się na przykład do limitów określonych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), która uznaje obecnie, że niewielkie ryzyko dla zdrowia kobiet występuje:
- W przypadku picia okazjonalnego: co najwyżej 4 standardowe porcje alkoholu na raz; porcja standardowa to 10 gramów czystego alkoholu, 4 porcje to więc odpowiednik dwóch półlitrowych piw lub 2 kieliszków wina, po 200 ml każdy, czy wreszcie 120 ml wódki
- W przypadku picia codziennego:
- Co najwyżej 2 standardowe porcje alkoholu dziennie (1 półlitrowa butelka piwa, 1 kieliszek wina, 60 ml wódki)
- Zachowanie co najmniej 2 dni abstynencji, najlepiej jeden po drugim
- Gdy, niezależnie od modelu konsumpcji, nie przekraczamy tygodniowej dawki 14 standardowych porcji alkoholu – czyli pijemy nie więcej, niż 7 półlitrowych piw lub niecałe 2 butelki wina lub niecałą (ok. 420 ml) butelkę wódki.
Dla mężczyzn limity te są z grubsza dwukrotnie wyższe:
- W przypadku picia okazjonalnego: nie więcej, niż 6 standardowych porcji alkoholu na raz
- W przypadku picia codziennego: nie więcej, niż 4 standardowe porcje alkoholu dziennie, przy zachowaniu dwóch dni abstynencji w tygodniu (najlepiej – dwóch kolejnych)
- Niezależnie od modelu konsumpcji, nie należy przekraczać 28 standardowych porcji alkoholu na raz.
Skąd takie różnice między kobietami i mężczyznami? Okazuje się, że fakt, że kobiety mają generalnie mniejszą masę ciała, to zaledwie część wyjaśnienia.
Biologia ignoruje równouprawnienie?
Panie zapewne nie lubią, gdy im o tym przypominać, ale średnio rzecz biorąc, kobiety mają wyższy niż mężczyźni udział tkanki tłuszczowej w ogólnej masie ciała. Tkanka tłuszczowa z kolei dużo słabiej magazynuje wodę, więc alkohol ma mniej płynów, w których mógłby się rozpuszczać. Jeśli więc mężczyzna i kobieta o dokładnie tej samej masie i przeciętnej budowie wypiliby lampkę wina, to stężenie alkoholu w krwi kobiety, tylko z powodu mniejszej ilości wody w organizmie, byłoby wyższe.
Istnieje jednak jeszcze drugi powód: układ trawienny kobiety wydziela zdecydowanie mniej enzymów trawiących alkohol w żołądku, niż układ pokarmowy mężczyzny. Oznacza to, że mniejsza jego część jest rozkładana, zanim zdąży dostać się do krwi.
Być może więc obiegowe przekonanie o słabszych głowach kobiet powinniśmy zastąpić koncepcją „słabszego żołądka”? 🙂
W efekcie, statystycznie rzecz ujmując, mężczyźni mogą wypić więcej alkoholu bez szkody dla zdrowia. Jednak mimo tej przewagi, to właśnie mężczyźni zdecydowanie częściej nadużywają alkoholu i cierpią na problemy zdrowotne będące efektem nadmiernej jego konsumpcji.
Wygląda więc na to, że co prawda natura uczyniła kobiety bardziej podatnymi na działanie alkoholu, ale znalazła też sposób, by wprowadzić element równowagi…