Pani Kasia weszła z chłopakiem do gabinetu. Onieśmielona zaczęła mi opowiadać, że od paru lat ma wielki problem. 

– Co to za problem? – zapytałam, chcąc pomóc jej wziąć drugi oddech i odważyć się na szczerą rozmowę.

– Stale odczuwam parcie na pęcherz – wykrztusiła dziewczyna z siebie z wielkim wstydem. – Muszę stale chodzić do toalety. Jest to niezmiernie uciążliwe szczególnie podczas jazdy autem. Ale nie tylko. Proszę sobie wyobrazić, że podczas meetingów wychodzę niekiedy po cztery razy do toalety. Żeby szef nie pomyślał, że go lekceważę i idę telefonować podczas ważnych spotkań, zostawiam zawsze komórkę na stole konferencyjnym. Jest mi bardzo głupio tak ciągle wychodzić. Czuję na sobie wzrok kolegów i szefa. Byłam u urologa, ale po dwukrotnym zbadaniu moczu na posiew i badaniu USG, które to badania nic nie wykazały, zaproponował mi cystoskopię. Straszył mnie jakimiś polipami. Długo opierałam się, aż w końcu za namową przyjaciela poszłam na to badanie. I też nic. Wynik badania był negatywny. 

Pani Kasia była rozczarowana wynikiem USG i cystoskopii, tak jakby oczekiwała jakichś zmian chorobowych.

– Na szczęście nic pani nie jest – podsumowałam jej wypowiedź.

– Oj, nie wiem czy to na szczęście – dodała. – Gdybym miała coś, to można by to coś leczyć, a tak… – zamilkła na moment, patrząc na moją reakcję.\

– Pani Kasiu, ten problem jest częsty u kobiet. Jest to objaw psychosomatyczny, czyli to tzw. nadpobudliwy, nerwowy pęcherz. Wszystkie problemy związane ze stresem odbijają się w tej dolegliwości. Pani po prostu „płacze przez pęcherz”.

– Czy jest to możliwe? – zapytała pani Kasia.

– Pani Kasiu, nie uwierzy pani, ile w moim życiu lekarskim spotkałam takich pacjentek. Nie umiałabym tego zliczyć.

– Powiedziała pani pacjentek, a nie pacjentów – spostrzegła pani Kasia. – Czyżby ta choroba dotyczyła tylko kobiet – zapytała dociekliwie.

– Ma pani rację – dodałam. – Nie przypominam sobie abym kiedykolwiek spotkała mężczyznę z tą dolegliwością, chyba że był po operacji prostaty albo miał nieleczoną cukrzycę. Nie wyklucza to jednak, że może niektórzy panowie też mają ten problem, ale ja się z tym nie spotkałam. Od jak dawna ma pani tę przypadłość? – zapytałam pacjentkę. Specjalnie użyłam słowa przypadłość, aby pani Kasia nie miała wrażenia, że ma jakąś chorobę. Chciałam zminimalizować problem, co miało być już częścią terapii. Jest to przecież dolegliwość psychosomatyczna i tylko współpraca lekarza z pacjentem przy równoległym leczeniu farmakologicznym może przynieść pozytywne rezultaty.

– Czy jest na to jakaś pomoc? – padło pytanie.

– Oczywiście, ale wymaga od pani własnego wkładu pracy przy pomocy mojej i psychologa. Po pierwsze, co chyba jest najtrudniejsze, musi pani uwierzyć, że nie jest jej nic poważnego. Proszę potraktować ten objaw jako „krzyk pani duszy przez pęcherz”. Czeka panią długa droga poznania siebie, poukładania sobie w głowie nowych priorytetów i wybór odpowiadających pani technik wyciszenia. Musi pani przy udziale psychologa zmienić swoje podejście do życia, nie zmieniając swojej ciekawej, indywidualnej osobowości. Przepiszę pani lek rozluźniający pęcherz moczowy i na bardzo krótki czas lek na wyciszenie. Przed panią teraz długa droga zmiany stylu życia, ale warto podjąć ten wysiłek, bo obiecuję, że przestanie pani „płakać przez pęcherz” i odzyska z powrotem dobrą jakość życia .

Kobiety często podczas stresu odczuwają częstomocz. Po prostu płaczą nie tylko łzami, ale też przez pęcherz. Dolegliwość tę poprzedzają częste bakteryjne lub grzybicze stany zapalne potwierdzone organicznymi zmianami w pęcherzu. Dolegliwości psychosomatyczne wyszukują w organizmie słabe punkty, czyli organy, które są słabsze genetycznie albo zostały zaatakowane w przeszłości przez różne procesy zapalne lub urazy mechaniczne. 

Autorka: Ewa Kempisty Jeznach

BeActiveTV również w sklepach: