Ciągle ćwiczysz, a on tylko zerka leniwie z kanapy?
Ćwiczysz codziennie, dbasz o zdrową dietę i masz już dosyć tej samotnej walki. Chciałabyś, żeby Twój partner wziął z Ciebie przykład, a on tylko spogląda otwierając kolejną paczkę chipsów?
Jesteś aktywna na co dzień i wiesz, jak dobrze wpływa to na Twoje życie. Chcesz tego również dla swoich bliskich? Na pewno. Pytanie: „jak zmotywować faceta do ćwiczeń i do zdrowego trybu życia” cały czas aktualne. Powtarza się w mailach, komentarzach i na internetowych forach. Nic dziwnego, bo to powód do frustracji: Ty dbasz o zdrowie, dobrze się odżywiasz, trenujesz, a tymczasem Twój facet…
A twój facet najwyraźniej nie chce się z tobą zestarzeć i planuje wczesny zawał lub rychłą cukrzycę.
Na szczęście i na to jest sposób, a nawet kilka. Jeśli pierwszy nie zadziała, a wiadomo, że nie ma uniwersalnych sposobów, to można sięgnąć po następny. Dzisiaj przybliżymy garść takich pomysłów. Wyobraź sobie siebie na miejscu naszej fikcyjnej czytelniczki, która trafiła na faceta z piekła rodem. Spróbowała już chyba wszystkiego i… nic nie pomogło!
Nie z nami jednak takie numery, łatwo się nie poddajemy. Problemom spróbuje zaradzić ekspert. Również z piekła rodem!
Oto list:
Droga Redakcjo
Z narzeczonym jesteśmy razem już kilka ładnych lat. Kiedy go poznałam, był wysoki, szczupły, wysportowany i pełen energii. Kiedy latem szłam z nim przez plażę, dosłownie zdrapywałam z niego spojrzenia innych kobiet. Niestety nic nie trwa wiecznie. Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy dostał nową pracę. Wprawdzie nie brał nadgodzin, ale twierdził, że zaczyna mu brakować czasu i szybko zrezygnował ze sportu. Zaczął sięgać po drożdżówki, słodycze i inne niezbyt zdrowe, typowo biurowe przekąski.
Wracał do domu i nie interesowało go nic, tylko kanapa, telewizor albo konsola, oczywiście z piwem albo colą w ręku (wiadomo… dla orzeźwienia). Dało to spodziewane efekty: nie jest już ani szczupły, ani wysportowany, ani pełen energii.
Jak tak dalej pójdzie, to wysoki też wkrótce nie będzie, bo przygniecie go grawitacja.
W ciągu roku przytył chyba z 20 kilogramów i… najgorsze jest to, że chyba zupełnie mu to nie przeszkadza. Zrobiłam kiedyś przegląd zdjęć sprzed kilku lat. Niby od niechcenia, ale tak naprawdę to specjalnie: wyczytałam w Internecie, że to dobry pomysł, bo wielu facetom przeszkadza, kiedy z wiekiem stają się mniej atrakcyjni. I to często motywuje ich to do wzięcia się za siebie.
Niestety, na mojego lubego nie działają takie sztuczki. Spojrzał na siebie sprzed 20 kilogramów (a może już nawet 30) i uznał, że… zmężniał.
Kiedy policzyłam mu BMI i wyszło czarno na białym, że jest otyły, uznał, że jest po prostu dobrze zbudowany, a poza tym ma grube kości.
Jakbym słyszała Obeliksa!
W tym momencie było już jasne,, że nie zrobi pierwszego kroku, stwierdziłam więc, że zrobię go za niego. I kupiłam dwa karnety na siłownię. Miałam nadzieję, że moja obecność zadziała motywująco, a ćwiczenia będą przyjemniejsze.
Cóż, na długo tej motywacji i przyjemności nie starczyło…
W czasie pierwszej wizyty w siłowni mój facet spotkał kolegę, któremu karnet akurat się kończył. I co zrobił? Przehandlował swój karnet za… ups, przepraszam: odstąpił swój karnet koledze, a ten zrewanżował mu się skrzynką piwa.
Dalej było już z górki. Kiedy konsekwentnie i z właściwą sobie subtelnością podsuwałam mu artykuły o skutkach otyłości i braku aktywności fizycznej, on tak samo konsekwentnie i subtelnie odpowiadał: „najpierw masa, potem rzeźba” i odrywał się od telewizora tylko po to, by splądrować lodówkę.
Wpadłam więc na inny pomysł, aby na randki zamiast do restauracji chodzić na spacery. Przez kilka dni wydawało mi się nawet, że to zadziała. Niestety, nie minął tydzień, a on tak zoptymalizował trasę spacerów, że zaliczaliśmy po drodze dwie budy z kebabem, jedną burgerownię i pizzerię w ramach wielkiego finału.
Zrezygnowałam. Uznałam, że zdrowiej będzie siedzieć w domu.
Potem zaproponowałam mu dietę. Powiedział, że nie ma mowy. Obiecałam, że będziemy na diecie razem – będę jadła to samo, co on, żeby go wspierać i nie kusić łakociami z mojego talerza. Zgodził się niechętnie… ale się zgodził!
Radość trwała jednak jeszcze krócej, niż poprzednio. Już podczas pierwszego obiadu oprócz swojej porcji zjadł też pół mojej (zjadłby całą, gdyby nie to, że też jadłam), a kolację poprawił litrową butelką coli („przecież napoje się nie liczą!”)
A dzień później okrutnie zemścił się na mnie pomysł spacerów.
Już wcześniej rozpracował lokalizację wszystkich okolicznych fast foodów, będąc niby na diecie, zaczął się w nich stołować. Podobno po to, żeby zbilansować dietę!
W końcu odpuściłam, uznałam, że nic na siłę. Od pół roku jedynie świecę przykładem. Jem mnóstwo warzyw i zieleniny. Efekt jest taki, że teraz zwraca się do mnie „króliczku”.
Pomocy! Nie wiem, co robić! Nawet pierwsze symptomy kłopotów zdrowotnych nie przemawiają mu do rozsądku. Kiedy pokazałam mu artykuł, z którego wynika, że nadpotliwość, z którą się boryka, jest prawdopodobnie efektem nadwagi, to on w ramach walki z tym przykrym problemem wykluczył z diety jedynie tramwaje, autobusy i życie towarzyskie…
Skończyły mi się pomysły, doradźcie coś…
Rzeczywiście, wygląda na to, że nasza bohaterka sprawdziła już wszystkie standardowe sposoby. W takiej sytuacji może pojawić się pokusa, by sięgnąć po niestandardowe. Przeczytaj, co nasz ekspert proponuje na takie oporne przypadki.
Jak zmotywować faceta do ćwiczeń
Sposób nr 1 Technologia
Sytuacja istotnie jest trudna, ale nie beznadziejna! Spróbujmy najpierw po dobroci, metodą marchewki.
Mężczyźni uwielbiają elektroniczne gadżety. Wyposaż go w czujnik tętna, krokomierz, sportową kamerkę do dokumentowania wysiłku oraz smartfona z aplikacją z planami treningowymi. Może to zmobilizuje go do wysiłku.
A co jeśli nie? Nie zrażaj się. Jak mówi przysłowie: jeśli rozwiązanie siłowe nie działa, weź większy młotek.
Kup drona.
Drona jak najbardziej tradycyjnego, jednak z małym haczykiem. A właściwie z hackiem. Sposób z dronem nie jest najprostszy i będzie wymagać od ciebie umiejętności agentki specjalnej. Nagroda jednak jest warta trudu włożonego w sabotaż i dywersję.
Przejmij kontrolę nad pilotem, tak być mogła sterować maszyną ze swojej komórki. Kiedy twój facet będzie oddawał się rozkoszom pilotażu, skieruj go w dowolnym kierunku i wyląduj po dwóch kilometrach. Nawet jeśli w życiu przebiegł 60 metrów na wuefie i było to w piątej klasie podstawówki, to i tak puści się w szaleńczą pogoń za ukochaną zabawką.
Nie poprzestawaj jednak na jednej próbie i stopniowo zwiększaj dystans. Jeśli będziesz przebiegła, twój facet nie zorientuje się, że coś jest nie tak, nawet kiedy wyjdzie polatać dronem z numerem startowym na piersi, wokół niego znajdzie się kilka tysięcy osób, a dron niesamowitym zrządzeniem losu będzie poruszał się trasą maratonu.
Sposób nr 2 Presja psychologiczna
Pierwszy sposób jest praktycznie niezawodny, ale ma pewną oczywistą wadę: nie jest najtańszy. A poza tym, twój facet był ewidentnie nie zasłużył na nowe gadżety? Nagroda za złe zachowanie? To niepedagogiczne!
Alternatywnie, można spróbować wytrącić partnera z błogiego poczucia komfortu i bezpieczeństwa. A co może nim bardziej zachwiać, niż obawa, że nie jest bezkonkurencyjny i jego pozycja u Twojego boku może być zagrożona? No właśnie.
Oczywiście nie mówimy tu o tradycyjnym szantażu „jak nie weźmiesz się za siebie, to koniec z nami”, ale o presji wyrafinowanej i delikatnej.
Zapisz się na siłownię z koleżanką, najlepiej z taką, która nie ma partnera lub spotyka się z kimś wyrozumiałym i mało zazdrosnym. Wybierzcie najprzystojniejszego trenera na siłowni i namówcie go, by w stroju służbowym (czyli eksponującym muskulaturę) zrobił sobie kilka serdecznych zdjęć z koleżanką. Mogą one przedstawiać na przykład niezobowiązujący uścisk na przywitanie (doklejone serduszko nie zawadzi). albo pracę nad jedną z bardziej atrakcyjnych partii mięśni. Postaraj się, aby Twój facet miał okazję zwrócić na nie uwagę.
Jeśli nie zrobią na nim żadnego wrażenia, przystąp do realizacji drugiego etapu. Polega na tym samym, ale tym razem to koleżanka będzie robić zdjęcia tobie. I trenerowi, oczywiście. Nie zapomnij wkleić serduszka!
Sposób nr 3 Seks
Podstępy są Ci obce? Nie musisz się do nich uciekać. Jest jeszcze inny sposób, który czerpie inspirację z oszałamiającego sukcesu akcji „Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka”.
Nie wszyscy wiedzą, że efektem pierwszych miesięcy akcji (zauważalnym oczywiście ze stosownym opóźnieniem) był najpierw, spadek liczby urodzin, a zaraz potem eksplozja demograficzna. Widząc, że kobiety nie żartują, faceci rzucili się do „Naszej szkapy”, „Antka” i „Państwa” Platona, dzięki czemu wrócili do łask.
Mobilizację seksem (a właściwie jego brakiem) należy przeprowadzić pod hasłem „co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Hasło to w zasadzie tłumaczy istotę metody, ale przybliżę ją, by omówić szczegółowe kwestie.
Pewnego poranka oświadczasz, że na miłosne igraszki będą możliwe kiedy dogoni Cię na z góry założonym dystansie, zacznij może od 5 kilometrów. Chyba, że boisz się, że trzeba byłoby wzywać karetkę… Jednak 3 km byłyby bardziej odpowiedzialne… Ale dla bezpieczeństwa może jeszcze trochę… no więc dobrym pomysłem będą tu 2 km. Tak jak z dronem!
Pamiętaj, że brak sukcesu przez dłuższy czas podkopie jego wiarę we własne siły i może odebrać mu motywację. Po tygodniu bezowocnych prób daj się złapać. Weź go wtedy ledwo dyszącego za rękę, pocałuj czule w czoło i pójdźcie do domu. A kiedy zatrzasną się za wami drzwi sypialni, powiedz, że dzisiaj boli cię głowa. Jeśli nie dostanie zawału, to znaczy, że jest już w jako takiej formie.
Możesz wtedy dodać, że żartowałaś!
No, dobrze może już wystarczy tych (anty) porad. Mamy nadzieję, że choć trochę Cię rozbawiły i pamiętaj artykuł miał charakter humorystyczny. Lepiej nie stosować tego w domu, na własnych bliskich.
Sam problem jednak nie jest wydumany i skoro już się pośmialiśmy, zajmiemy się nim najzupełniej poważnie. Zajrzyj do artykułu w którym piszemy na poważnie, jak skutecznie motywować: jakie argumenty i metody działają, jakie nie oraz co jest tego powodem.